O ile inaczej możesz pomóc swojemu dziecku, bliskiej Ci osobie, gdy TO wiesz…
Duża lekcja UWAŻNOŚCI
Taka banalna rzecz, wydawać by się mogło, jak wizyta u kosmetyczki.
Na ogół jest tak, że to my, idąc na taką wizytę, "używamy" danej osoby jako ucha - spowiednika.
Magicznie zadane pytanie: "Co słychać?" otwiera drzwi do wielu zdarzeń, którymi mamy ochotę się podzielić z drugą osobą, nawet jeśli to ktoś, z kim bliższej więzi nie mamy.
Kiedyś nie dawałam temu żadnej uwagi, gdy pani - kosmetyczka mnie pytała, wyrzucałam swój żale, trudności i wszystko, co się działo w moim życiu - dziś wiem, czemu tak łatwo się tym dzieliłam, to atrybut energii Projektora.
Trwało to do czasu, kiedy to pewnego dnia, ku mojemu zdziwieniu wywiązała się zaciekła dyskusja, mogłabym rzec, że wręcz zajadła walka na argumenty między mną, a pewną panią, z usług której korzystałam.
Kiedy opuściłam jej gabinet, byłam oniemiała z zaskoczenia, w relacji do tego, czego przed chwilą doświadczyłam.
Rozumiem, gdyby to był ktoś inny, a ja - osoba stojąca z boku, przysłuchująca się tej dyskusji, ale to ja, ja osobiście byłam zaangażowana i zaciekle broniąca swojego zdania.
SZOK i NIEDOWIERZANIE
Jak do tego doszło?
Jakim cudem dałam się złapać w taką banalną dyskusję z kimś, kto nawet mnie nie zna?
Zachodziłam w głowę i nie znajdowałam wyjaśnienia.
Postanowiłam, że kolejnym razem będę uważniejsza.
Mijały miesiące i wizyta za wizytą przebiegały spokojnie, a nawet momentami bardzo przyjemnie.
(Może teraz zastanawiasz się, dlaczego w ogóle wciąż korzystałam z usług tej osoby, mogąc wybrać kogoś innego. Sama tego nie rozumiałam, choć z jednej strony ów pani była świetna w tym, co robiła, to z drugiej, pamiętna wizyta tkwiła w mojej głowie. Jednak coś nie pozwalało mi tak zupełnie przejść nad tym do porządku dziennego. Z czasem okazało się, jak wielka czekała mnie lekcja.)
Mijały więc kolejne wizyty, aż pewnego dnia, po kilku zarwanych, nieprzespanych z powodu choroby mojej młodszej córki nocach, ponownie zawitałam do gabinetu tej pani.
Kawka, herbatka, miła gadka na początek i nagle... BOOOM!
Powtórka z historii
Jak grom z jasnego nieba znowu to samo!
Zaczęło się od banalnej rzeczy, a skończyło po ponad godzinnej przepychance na argumenty. I żebyśmy jeszcze były same w tym miejscu… Nie. Obok były inne kobiety i zaskoczeniem przysłuchiwały się temu, co właśnie miało miejsce.
Patrzyły zdumione na to, co się działo, a ja nie wiedziałam, kim jestem, jakim cudem doszło ponownie do tego, że przez nieuwagę dałam się wciągnąć w następną dyskusję, która nie miała sensu.
Zawzięłam się i postanowiłam rozwikłać to!
Jak to możliwe, że ja, tak bardzo uważna osoba, potrafiąca przenikliwie zobaczyć drugiego człowieka, tu dałam się zapędzić w kozi róg?
Przecież mogłam odpuścić…
Dlaczego tego nie zrobiłam?
Po co to ciągnęłam przez ponad godzinę, widząc, jak owa pani zaperza się i zacietrzewia z każdym moim słowem bardziej.
Przecież taka wizyta powinna być miła, sympatyczna i lekka...
Co tu się zadziało?
Zagadka
Wróciłam do domu. Siedziałam z tą sytuacją nad dziennikiem i w medytacji i nic. Wiedziałam, że jest w tym jakaś lekcja dla mnie. Ale jaka? Może powinnam była postawić mocniej granice? Może w ogóle się nie odzywać? Może poszukać zwyczajnie kogoś innego…
Jednak pech chciał, że czas mijał, a ja nie mogłam znaleźć nikogo póki co na miejsce tej pani - nikogo, kto oferowałby tak wysoką jakość.
Kolejna wizyta i moje mocne, bardzo mocne postanowienie, by być uważną i rozwikłać tą zagadkę, w którym momencie następuje zapalnik, który sprawia , że nie umiem się zatrzymać.
W trakcie milej pogawędki o pogodzie, krajach, które warto odwiedzić, zeszłyśmy na temat rozwoju osobistego.
Ach! - pomyślałam sobie - Nareszcie! Tutaj jestem jak ryba w wodzie.... Nic mnie nie ruszy i nie zaskoczy.
Pani zaczęła opowiadać o swoich dylematach i trudnościach zdrowotnych, o tym, że czasem czuje się kompletnie wypompowana po wizytach niektórych klientek i że kiepsko śpi, szczególnie bardzo kiepsko, gdy dużo pracuje.
Rzuciłam od niechcenia, że może jest Projektorem, jak ja, to mogłoby tlumaczyć kiepski sen, jeśli pracuje zbyt dużo, albo ma któreś z Centr Energetycznych otwarte, przez co łapie energie i emocje innych.
Ona, że nie wie, co to jest w ogóle - Projektor, więc zapytałam, czy chce byśmy sprawdziły jej profil. Zgodziła się.
Podała swoje dane, a ja wpisałam je do diagramu. Po chwili ukazał się moim oczom wykres - Projektor, 5/1, z brakiem autorytetu. WOW! Oniemiałam. Wszystko nagle stal o się jasne. Poczułam, jakby ktoś otworzył przede mna wrota do zrozumienia.
No tak - pomyślałam - Teraz już rozumiem, dlaczego tak się czasem trudno nam rozmawiało. Teraz już wiem, gdzie się zagalopowałam....
Opowiedziałam jej po krótce, kim jest Projektor i co jest dla niej ważne. Wizyta dobiegła końca, a ja umówiłam się na kolejną.
Minęła jedna, druga i kolejna wizyta i każda była lekka i przyjemna. Aż przy którejś z kolej, gdy weszłam do gabinetu, zauważyłam, że pani ma znacząco gorszy dzień. Od pierwszych chwil zaczęła narzekać na służbę zdrowia i lekarzy, jak beznadziejni są w UK i że w ogóle w UK jest beznadziejnie...
Rozwiązanie było banalnie proste
Wcześniej na te tematy próbowałam jej pomóc znaleźć to, co niewidoczne, tym razem NIC.
Słuchałam jej i mówiłam, że no tak, może czasem być z tym trudno.
Nie dawałam rad, nie proponowałam Totalnej Biologii ani porad czy wskazówek na temat reakcji ciała na emocje.
NIC.
Tym razem wiedziałam, że być może to, czego ona potrzebuje, to usłyszeć samą siebie, będąc Projektorem z brakiem Autorytetu.
Opowiadała, że od tygodni mierzy się z jakąś dolegliwością zdrowotną, na która nie znajduje pomysłu.
Projektor bez Autorytetu
Wiedziałam, że ona jako projektor, nie potrzebuje niczyich rad, niczyich. Że jej przekonania i wierzenia są tak silnie zakorzenione, że jedynie sama może dotrzeć do tego, gdzie szukać pomocy medycznej.
Ale by tak się stało, potrzebowała przestrzeni i kogoś, kto zada jej kilka ważnych i właściwych pytań, które pozwolą jej na usłyszenie siebie samej - to klucz dla osób, których autorytet jest nieokreślony, jak dla każdego Reflektora.
Ja - Projektor jestem tak skonstruowana, by pomagać, jeśli widzę, że mogę. Ale nie mogę pomagać bez czyjego poproszenia mnie o udzielenie tej pomocy. Tu jednak mogłam zrobić chociaż tyle, by wysłuchać jej. I to zrobiłam.
Nie dyskutowałam.
Nie radziłam.
Nie kierowałam do żadnych specjalistów. Pozwoliłam jej usłyszeć siebie samą, bo to była jej historia, o niej, nie o mnie.
Wizyta dobiegła końca. Lekko, miło i szybko. Obyło się bez dyskusji i przepychanki na argumenty.
Na kolejnym spotkaniu zapytałam jej, jak zdrowie. Odpowiedziała, że po naszej rozmowie przyszedł jej do głowy pomysł, którego, nie wie czemu, ale wcześniej nie widziałam.
Poszła za tym i okazało się, że to był strzał w 10!
Uśmiechnęłam się i pogratulowałam jej. Dalszy czas wizyty spędziłyśmy na lekkiej rozmowie o „niczym”.
W drodze powrotnej rozważałam i kontemplowałam nad tym, co się zadziało podczas tych wizyt. Uświadamiając sobie, jak wiele jest osób, które potrzebują właśnie tego, wygadać się i usłyszeć właściwe pytania, by odnaleźć właściwą drogę i rozwiazanie problemu, z jakim się mierzą.
I, tym samym, jak wiele dzieci potrzebuje właśnie tego, właściwego trzymania przestrzeni dla nich, by odkryły swoją mądrość.
Wiele rzeczy złożyło się na moją decyzję, by przygotować coś zupełnie innego niż warsztat uzdrawiający. Ten będzie potężną skarbnicą mądrości dla Ciebie i Twoich bliskich: Zrozumieć Siebie - Zrozumieć Bliskich. Reszta zależy od Ciebie i Twojej potrzeby świadomości.
Z miłością,