Wygrać za wszelką cenę!
W życiu starałam się być zawsze najlepsza. Kiedy się czegoś podejmowałam, doprowadzałam to do końca, nieważne, co by się nie działo.
Walczyłam o zespoły, firmy, działy, które były spisane na straty lub których nikt nie chciał.
Stawałam do walki o projekty, które z góry były określone jako przegrane, pokazując, że czyjeś “nie da się”, „to niemożliwe” jest tylko światem tej osoby.
Nigdy się nie poddawałam.
Nigdy.
Nawet jeśli dana rzecz przestawała mi służyć, ja i tak w niej trwałam. Myślałam, że tak jest właściwie, że tak jest dobrze.
Podjęte zobowiązanie, zawartą umowę należy wykonać bez względu na zmieniające się okoliczności.
To dawało mi poczucie wartości. Sprawiało, że byłam dumna z siebie, z kolejnych osiągnięć, kolejnych wygranych, kolejnych zdobytych szczytów.
Robiłam to dla innych, by im pomóc.
…ale też i dla siebie.
Bo wygrywałam zachwyt, wdzięczność, miłość.
Jednak od pewnego czasu doświadczam czegoś niezwykłego, poczucia, że robiąc coś, najpierw potrzebuję to robić dla siebie, potem dla innych.
Tak.
I nie jest to egoistyczne zachowanie, a bardzo czyste i przepełnione miłością.
Gdy robisz coś przede wszystkim dla siebie, nie ma w tym ukrytych oczekiwań i liczenia na otrzymane korzyści.
Jest w tym doświadczenie, które wzbogaca Twoją drogę życia.
Gdy robisz coś najpierw dla innych, po pierwsze, zapominasz często o sobie i tym, czy naprawdę Ci to służy.
Po drugie, liczysz na konkretny odzew ze strony innych.
Po trzecie, pragniesz doświadczyć konkretnych emocji, mając nadzieję, że inni zaspokoją Twoje potrzeby i uzupełnią braki.
Po czwarte, oczekujesz rezultatu z zewnątrz zależnego od reakcji innych.
Po piąte, uzależniasz osiągnięcie efektu innym.
Po szóste, stawiasz siebie na drugim miejscu.
Po siódme, zadajesz sobie ciągle pytania, czego inni potrzebują, co powinienem zrobić, by…, starając się zgadnąć myśli i ich potrzeby, zaspokoić oczekiwania. (To myślenie wewnętrznego dziecka. Dziecka, którym kiedyś byłeś, a które próbowało zgadnąć, czego potrzebuje mama. „Co zrobić, by mama była szczęśliwa?”, „Co zrobić, by mama mnie pokochała?”)
Czy zaczynasz dostrzegać teraz różnicę?
Całe życie robiłam coś dla kogoś, choć tak naprawdę, w ukryciu, działanie to miało schowaną intencję i było dla mnie:
… by otrzymać pochwałę, dzięki temu czułam się lepsza,
… by zobaczyć zachwyt w oczach innych, dzięki temu czułam się ważna,
… by usłyszeć słowa uznania, dzięki temu czułam, że mam jakąś wartość,
… by zobaczyć w czyichś oczach dumę, dzięki temu czułam, że dorównuję tej osobie lub ją przewyższam…
W tym wszystkim, jednak, nie chodziło o te osoby i to, co one mi dawały. Myślałam, zresztą błędnie, że gdy to otrzymam, nasycę się, poznam swoją wartość, poczuję w końcu, jak ważna jestem.
Myliłam się. Przez 30 lat, robiąc to, za każdym razem czułam potrzebę więcej.
Dlaczego?
Bo to nie od innych chciałam to otrzymać, a od mamy i taty. W innych szukałam mamy i taty,
Ich uznania
Ich dumy
Ich zachwytu
Ich komplementów
Szukała ich moja mała, wewnętrzna Sylwia. Gdy zrozumiałam ten wzorzec i zaczęłam dawać uwagę swoim reakcjom i zachowaniu, byłam w stanie zmienić je, jedno po drugim, napełniając siebie miłością i zrozumieniem, zamiast oceną i ganieniem.
Aż dotarłam do miejsca, gdzie uświadomiłam sobie, że wszystko, co robię, mogę albo robić dla siebie, z ukrycia i krzywdy zranionego wewnętrznego dziecka, mówiąc, robię to dla innych, albo z uświadomienia. Robiąc najpierw dla siebie, potem dla Ciebie, a następnie dla innych.
Momentem ten był jednym z największych przełomów w moim rozwoju osobistym.
Droga określana mianem „Czy to mi służy? Czy naprawdę tego potrzebuję? Po co potrzebuję to robić?” dała mi świadomość i umiejętność rozdzielenia moich własnych, dorosłych pragnień od potrzeb skrzywdzonego wewnętrznego dziecka.
Dała mi także możliwość reagowania spoza stanu głębokich, rozrywających wewnętrznie emocji i poczucia braku.
O ile zdrowsi byliby ludzie, o ile szczęśliwsi, gdyby zamiast mówić:
„Zrobiłem tyle dla Ciebie… Tak bardzo się poświęciłam, a Ty teraz tak mi odpłacasz?”
„Co za niewdzięcznik z Ciebie! Zmarnowałem tyle lat swojego życia na Ciebie.”
pytali się siebie,
„Czy naprawdę tego potrzebuję?”
„Po co tego potrzebuję?”
„Po co chcę to zrobić? „
„Czy to mi służy?”
i
„Czego się boję, by zmienić decyzję? Jakich emocji?”
Z miłością,
Sylwia