Sylwia Pupek

View Original

Zmowa milczenia

Przeniesione schematy

To takie ciche prawo, niemówiona rodzinna zasada. 

Było to było. 

Nie ważne jak, źle czy dobrze. 

Minęło i nie ma po co wracać do tego. 

Czemu? 

… bo to przeszłość,

… bo to rani innych, 

… bo czasu nie cofniesz,

… bo i tak nic nie zmienisz,

… bo trzeba żyć przyszłością, a nie tkwić w przeszłości.

Akceptowalne jest płakanie do poduszki, branie antydepresantów, chodzenie na terapię, ale mówienie głośno, że przyczyną tego wszystkiego jest nasze dzieciństwo, to już nie.

"A jakie ty miałaś, te dzieciństwo, co?"

"Co niby tak złego ci się przytrafiło?"

....mogą paść pytania.

A po chwili odpowiedzi w postaci:

"Ty miałaś źle? Wiesz jak ja miałam źle..."

"Chyba nie wiesz, co to znaczy naprawdę złe dzieciństwo."

Kwestia w tym, że nie chodzi tu o rozpatrywanie, kto miał gorzej, a kto lepiej i komu należy się prawo mówienia, że miał ciężko, a kto nie powinien nawet o tym wspominać.

Nasze dzieciństwo i przeżycia z tego okresu oraz doświadczenia są bardzo subiektywne i oparte przede wszystkim na naszych emocjach i potrzebach jakie za nimi stały, a raczej niezaspokojeniu tych potrzeb. Ponieważ każdy z nas jest inny trudno oczekiwać, byśmy wszyscy mieli identyczne odczucia i tego samego potrzebowali do prawidłowego rozwoju emocjonalnego.

Gdy nie chcemy przyjrzeć się swoim przeżyciom najczęściej przerzucamy naszą uwagę na sytuację innych osób, porównując swoją przeszłość do ich szybko oceniamy, szufladkujemy, a czasem nawet podnosimy siebie na duchu. Czytamy dramatyczne historie rodzin alkoholowych, narkomanów czy skrajnej patologii i w duchu myślimy sobie, że na szczęście my tak ciężko nie mieliśmy. Może i było czasem źle, ale nie aż tak. Mieliśmy co jeść, mieliśmy w co się ubrać i jakoś to było. 

Zawsze zresztą mogło by być gorzej, prawda?

Czyżby? 

A co kiedy dowiadujemy się, że były rodziny, gdzie dziecko traktowano z szacunkiem? Gdzie troszczono się o jego potrzeby i liczono z emocjami? Gdzie było tak samo ważne jak dorosły?

Być może nie zastanawiamy się nad tym i pewne zachowania wydają się nam tak oczywiste i powszechne, że nie bierzemy pod uwagę, że gdzieś może być inaczej.

A co się dzieje, gdy ktoś nagle zaczyna głośno mówić, że jednak było inaczej? 

Kiedy na światło dzienne wychodzą rodzinne przewinienia czy zaniedbania? Gdy ktoś zaczyna mówić o nagminnie stosowanej przemocy fizycznej czy znęcaniu się psychicznym?

W latach 90, kiedy dorastałam, ponad 90 procent rodzin miała podobny styl wychowywania dzieci. Za nieposłuszeństwo dzieci karano biciem. Krzyk był podstawową metodą komunikacji rodzica z dzieckiem, a szantaże i wymuszanie oraz straszenie jedyne znane ówczesnym rodzicom techniki uzyskiwania oczekiwanego zachowania. 

Dzieci nie miały prawa głosu, dzieci miały siedzieć cicho, dzieciom nic nie było wolno. W wielu domach traktowano je jak darmowych robotników i tak też nimi rozporządzano, pewnie stąd tak popularna wielodzietność w ówczesnych rodzinach (pomijając trudną dostępność antykoncepcji).

Jakie konsekwencje ten styl wychowywania spowodował w dorosłym życiu? 

Nikt nie zastanawiał się wówczas nad tym. Nikt nie liczył się z psychiką maltretowanego dziecka. Myślę też, że w mało której rodzinie było znane wówczas pojęcie niedostępności emocjonalnej czy przemocy psychicznej, a przecież w wielu domach poniżanie, wyśmiewanie się, wyzywanie i znęcanie się było jak chleb powszedni. 

A co z relacjami między rodzicami? 

Czy to nie z domu dziecko wynosi obraz związku, małżeństwa i rodziny, który będzie powielać w swoim życiu? Ile takich schematów przenieśliśmy w nasze dorosłe życie? 

Wystarczy spojrzeć tylko na naszą relację. W czym przypominamy swoją matkę, a w czym ojca? Kogo reprezentuje nasz partner czy partnerka? Cechy którego z rodziców? A związki naszego rodzeństwa? Kto z nich powielił małżeństwo rodziców? 

A co z naszym podejście do dzieci?

Gdy nasze potrzeby, spychane na daleki koniec, nie zostają zaspokojone i w końcu puszczają nam nerwy, jakich używamy słów? Jakiego tonu głosu?

Jakiś czas temu przeczytałam książkę o Polsce z lat 20. I byłam przerażona. Przerażona obrazami, jakie autor opisywał.

W tamtych czasach dziewczynki w wieku 8-10 lat często były odpowiedzialne za utrzymanie rodzin. Wysyłano je więc do pracy na ulicę jako prostytutki. Było to na tyle powszechne, że nikt się z tym nie krył, ani rodziny tych dzieci, ani ci, którzy korzystali z ich usług. I nasuwa się wtedy pytanie, jak kobieta, mająca za sobą taka przeszłość, ma wydać na świat i otoczyć miłością zdrowe psychicznie dziecko

Ciągnące się pokoleniami wzorce i schematy mogą zostać przerwane tylko, wtedy gdy zostaną świadomie rozpoznane i przepracowane. Udawanie, że do pewnych sytuacji nie doszło lub że pewne wydarzenia nie miały miejsca niczego nie zmienią, jedynie przesuną brzemię na pokolenie naszych dzieci.

Jeśli nie staniemy twarzą do problemu i nie uświadomimy sobie, jak wiele schematów przenosimy z domu rodzinnego, nigdy nie będziemy w stanie niczego zmienić.

Dziś mamy wybór: możemy dalej udawać, że było cudownie lub zacząć czyścić swoją przeszłość. Bez zajrzenia w jej najciemniejsze zakamarki nie ma możliwości uzdrowienia i stworzenie czegoś nowego.