Człowiek Kameleon - kim jest?
Patrzysz na to z boku, jak wkręca się w kolejne gówno i zawala swoje życie…
„A może tak ma być? Może to ok dla niej?” (pytasz siebie) „Ta karykaturalność, którą przedstawia, to przerysowanie, ten skrajny brak organizacji.”
Na samą myśl o niej czujesz dyskomfort, chęć otrzymania się z tego. W głowie widzisz ją jako jakiś kurz, pył, rzep, który czepia się Ciebie.
Jest porozdrabniana na kawałeczki i wszędzie jej pełno. Jest ciemna, brunatna, wpadająca w przygaszony kolor czerwonego wina. Jest nieogarnięta, niezebrana do kupy, niezwarta i rozlazła.
Żyje na kocią łapę, z dnia na dzień. Szuka wybawców, ratowników, a sama pragnie tylko jednego, bawić się i nigdy nie dorosnąć.
Przyczepia się wszędzie i dopasowuje wszędzie - jest jak kameleon.
Potrafi wbić się i wpasować w każde środowisko i w każde towarzystwo, choć, gdy już się tam wpasuje, nagle robi wszystko, by być w centrum zainteresowania.
Gdy trzeba, głośno się śmieje, często sama ze swoich żartów.
Gdy trzeba, staje się Twoim życiowym doradcą, ciocią (wujkiem) dobrą radą.
Gdy trzeba, przytula, głaszcze, a w jej oczach zobaczysz ogrom współczucia dla samego siebie.
Gdy trzeba, płaczę z Tobą nad Twoją dolą.
I gdy trzeba, wyciągnie z kieszeni ostatnie drobne, by Ci pomóc…
A wszystko tylko po to, by otrzymać od Ciebie to, czego sama sobie nie potrafi dać.
…uwagę,
…miłość,
…akceptację.
Zaprzedaje siebie, pozwala przekroczyć własne granice, odsuwa siebie na bok, bo gdzieś, wewnętrznie, głęboko ma poczucie, że jest beznadziejna, zła, nic nie warta.
Bo gdzieś, głęboko ma poczucie, że ona, prawdziwa, nie ma żadnej wartości dla innych.
Taka, jaka jest, jest nijaka…
Może za cicha,
Może za spokojna,
Może za nudna.
Zbyt jednolita.
Nijaka.
Więc stara się być kimś innym, za każdym razem, w każdej sytuacji, w każdych okolicznościach.
Jej sztuczny, wypracowany latami uśmiech pojawia się na twarzy nawet wtedy, gdy nikt inny się nie śmieję. Nauczyła się tego dawno temu, że poprzez uśmiech może ignorować to, co wewnątrz niej się dzieje, a co jest tak kurewsko bolesne i czego nie chce czuć.
Uśmiechem więc przykrywa to, co niewygodne i odsuwa to, co boli.
Pod spodem tego wszystkiego, całych tych zachowań niezrozumiałych dla tych, którzy przyjrzą się jej głębiej, jest jedno…
Potrzeba bycia akceptowaną.
Potrzeba bycia kochaną.
Szuka tego na zewnątrz, bo kiedyś, będąc małym dzieckiem myślała, że dostać może to tylko od kogoś. Utknęła w tej myśli po dziś dzień wierząc, że gdy ktoś ją zaakceptuje i pokocha, to wystarczy, by poczuć się dobrze.
Bo sama siebie nie potrafi kochać.
Nie umie.
Nie wie nawet, że mogłaby.
Więc nawet nie próbuje…
O kim tutaj piszę?
Może o nim.
Może o niej.
Może o Tobie.
Na pewno jednak piszę tutaj o sobie sprzed kilku lat. O sobie, której nie lubiłam, nienawidziłam, gdy zostawałam sama ze sobą.
Kiedy znikali znajomi, bliscy, rodzina, partnerzy, ja zostawałam z sobą i swoimi myślami, ze swoimi emocjami.
I powiem Ci, że wówczas były to najgorsze chwile mojego życia. Chwile, których nienawidziłam i których bałam się jak ognia, od których uciekam jak najdalej…., bo kto chciałby być przy kimś takim?
Nie lubiłam siebie tak bardzo, że robiła wszystko, by tylko obok mnie był zawsze ktoś.
By mnie lubiano robiłam to, co robili inni, aby być akceptowaną. I im dłużej to robiłam, tym mocniej nie lubiłam siebie. Brzydziłam się sobą i tym, kim się stawałam.
Aż w końcu separacja sięgnęła zenitu i nastąpiło całkowite oddzielenie.
Nie wiedziałam, kim jestem ani jaka jestem. Nie wiedziałam, co lubię ani co mnie interesuje. Wszystko w moim życiu okazało się nie moje.
Zeszłam więc do podziemia, do najdalszych zakamarków mojej podświadomości, by poznać siebie, by dowiedzieć się, kim jest prawdziwa Sylwia.
Czy się bałam?
Bałam się jak cholera. Bałam się, że to, co odkryję, nie spodoba mi się. I co wtedy zrobię?
Bałam się, że już nie da się cofnąć niczego, co zobaczę.
Ale mimo tego leku, szłam dalej. Pchało mnie wewnętrzne poczucie i zewnętrzna bezdomność.
To był moment, który zawalił cały system budowli z kart, którą skrzętnie układałam większość życia.
Przez kolejne lata pojawiały się wciąż te same pytania, kim ja jestem, co ja lubię i kim teraz mam być.
Po drodze wpasowywałam się w inne osoby jeszcze kilkakrotnie, próbując odnaleźć siebie. Informacje z zewnątrz dawały mi znać, że to nie tędy droga, a ciało, jego wygląd i waga dopełniały całości.
Eleganckie rzeczy odrzuciłam całkiem i zaczęłam nosić długie spódnice i obszerne ubrania…, bo tak wydawało mi się, że powinnam wyglądać jako terapeutka, bo tak wyglądała moja Mentorka.
(I nie chodzi o to, że długie spódnicę są złe, a o to, czy one były moje. Nie były.)
Odrzucając tą siebie, której nie lubiłam, odrzuciłam też tą siebie, która była ok.
Zostałam z niczym.
Miesiąc po miesiącu uczyłam się siebie. Przyglądając się myślom, emocjom, reakcjom i zachowaniom przytulałam i integrowałam w sobie swój cień i malutką Sylwię.
Aż w końcu przyszło lato, 2020 i nastąpił przełom.
Pewnego dnia usiadłam do procesu, do medytacji. Nazywam to medytacją, choć dalekie to jest do medytacji, bliżej temu do pół hipnozy czy głębokiego procesu spotkania z podświadomym umysłem.
Zasiadając do procesu, zasiadłam z pytaniem,
KIM JA MAM TERAZ BYĆ? KIM JA JESTEM TAK NAPRAWDĘ?
Z bólem, żalem, złością i frustracją, ale też lękiem zadałam to pytanie.
Po chwili poczułam jak moja świadomość opuszcza ciało i pojawia się niewyobrażalna jasność, wręcz oślepiająca i przychodzi odpowiedź,
„Masz być kobietą, taką jaką, jesteś taką, jaką pragniesz być. Seksowną, pełną, radosną, smutną, zadowoloną, szczęśliwą zagniewaną, wściekłą. Masz być sobą, taką, jaką chcesz być, a jaką się boisz być. Chcę doświadczyć siebie poprzez Ciebie i jakość kobiety, którą reprezentujesz.”
Łzy napłynęły mi do oczu i zalały moją twarz, bo zrozumiałam, że nie muszę być jakaś, że to jaka jestem, jest wystarczające, że to jest ok i takie ma być.
I dziś przychodzę do Ciebie poprowadzić Cię w tej podróży.
Dlaczego?
Bo jesteś tego warta, bo jesteś tego wart,
Bo zasługujesz,
Bo ON tego chce.
Kocham siebie, lubię siebie, akceptuje siebie i szanuje siebie.
I to, co daję sobie, chcę dać także Tobie.
Czy potrafisz to przyjąć ode mnie?
Z miłością,
Sylwia