Kobiecość

IMG_6369

Kobiecość

Czym tak naprawdę jest?

-------
To specyficzne, co zauważam obserwując kobiety wokół siebie, zarówno te, które decydują się na wejście na ścieżkę rozwoju, zbliżenie się do natury i wsłuchanie w siebie, jak i te, które zostają matkami po raz pierwszy… drugi, trzeci, czwarty… i szukają dla siebie miejsca w tej nowej roli…
Specyficzne jest to, że gdy oba warunki zaistnieją równocześnie zaczyna się dziać coś dziwnego. Pojawia się dziwne przekonanie, które zaczyna powoli wykluczać pewne aspekty dotychczasowego życia i tego, co się nam podobało, tego w czym czułyśmy się dobrze, tego czym była dla nas nasza seksualność, czym była namiętność, nasza kobiecość.
Nagle jakby te wszystkie wartości, a wraz z nimi pewne zewnętrzne uwarunkowania stają się negatywne, staja się czymś, czego powinnyśmy się pozbyć, wykluczyć, zlikwidować, zastąpić czymś innym, nowym, zbliżonym ku naturze, Matce Ziemi…
I wszystko super, jeśli obok nas, w związku jest osoba, która równolegle z nami kroczy tą drogą odkrywając siebie, dzięki czemu wspólnie tworzy się nowa przestrzeń miłości, życia, rodziny, wartości…
Jednak często jest inaczej. W większości relacji to kobieta decyduje sięgnąć głębiej, uzdrowić przeszłość, uleczyć rany dzieciństwa, dotrzeć do korzeni poszukując swojej drogi… mając wciąż w sobie stare przekonania, schematy, uwarunkowania powoli dzień po dniu narzuca sobie ich zmianę, czasem nie do końca zgodną z tym, co wewnątrz siebie tak naprawdę czuje.

Stare już jest nie ok, ale nowego nie ma, a jeśli jest to jest ono z umysłu, z kolejnych nowych przekonań i tego, co ona teraz powinna, czego nie powinna, co może, a co nie…

Cztery lata temu odrzuciłam wszystko, co sobą reprezentowałam, szpilki, eleganckie sukienki, podkreślające moje kobiecie kształty ubrania, mocniejszy makijaż, czerwone paznokcie i czerwoną pomadkę na ustach, pończochy, koronkową czarną bieliznę… odsunęłam od siebie absolutnie wszystko. Każdą z tych rzeczy zamieniłam na coś znacząco skrajnego… długie sukienki, ubrania – szaty zakrywające kobiece kształty, makijaż minimalny lub jego brak, luźne T-shirty, minimum kosmetyków…, a wszystko po to, by bardziej swoim wyglądem pokazać własną zmianę i to, czego już nie chcę w swoim życiu.
I wszystko byłoby ok, gdyby nie jeden mały aspekt za tym stojący: moja intencja z jaką to się zadziewało. Cała ta zmiana oczywiście częściowo wynikała z opcji takiej, że byłam coraz bliżej natury, że pragnęłam tej bliskości, ale z drugiej strony nie wsłuchałam się w siebie do końca, z góry przyjęłam, że pewnych rzeczy nie da się pogodzić, a wręcz nie wypada ich ze sobą godzić.
Ale kto tak twierdził?
I co ja tak naprawdę sobie tym wszystkim robiłam?
Pamiętam, jak pewnego dnia odwiedziłam jeden ze swoich nowych sklepów, gdzie kupowałam długie sukienki letnie… sięgnęłam po taką sukienkę i obok na manekinie zobaczyłam czarną, seksowną podkreślającą kobiece kształty, uwydatniającą piersi i odkrywającą nogi sukienkę. I pamiętam tę myśl, jaka mi się pojawiła: czy jeszcze kiedykolwiek założę coś takiego?
Nie. Oczywiście, że nie.
Dlaczego?
Bo takich rzeczy nie powinnam nosić robiąc to, co robię, reprezentując osobę, jaką pragnę być…
Uczucie, jakie się wówczas pojawiło w moim wnętrzu… jakby smutek połączony z żałobą.
Bo co ja tak naprawdę robiłam?
Przede wszystkim pokazywałam sobie, że tego kawałka mnie, który kiedyś uwielbiał ten styl, tej części mnie, nie chcę już w swoim życiu, że nie akceptuję jej, chcę się jej pozbyć, chcę, żeby zniknęła.
Dlaczego?
Powodów było mnóstwo, przede wszystkim moje nowe przekonania, że jako kobieta prowadząca inne kobiety powinnam być bardziej naturalna z wyglądu, czytaj: luźne szaty, stonowane kolory, zero makijażu, itp.
Zaczęłam więc krytykować wszystkie kobiety noszące to, czego ja już nie chciałam… i żebyście mnie dobrze zrozumiały, ja nie chciałam tego nie dlatego, że tak czułam wewnętrznie, a dlatego, że tak mi się wydawało, że tak powinnam, że teraz, skoro jestem bliżej natury, Matki Ziemi, że kiedy medytuję, prowadzę kobiety na sesjach, przytulam się do drzew to ja nie powinnam już:
- nosić szpilek
- chodzić w czarnych sukienkach podkreślających moje kształty
- podkreślać talii i piersi
- nosić pończoch
- malować się
- nosić seksownej bielizny
- dbać o siebie tak, jak kiedyś
- ….

Zapomniałam tylko o jednej ważnej kwestii… zapytać się siebie, czy to moje? Czy ja naprawdę tego chcę? Czy jedynie nie wiem, jak połączyć nowe ze starym?

Bo kto powiedział, że nosząc szpilki nie mogę przytulać się do drzew, kochać Matki Ziemi, być blisko niej, oddawać jej swoją krew miesięczną? Kto powiedział, że czerwona pomadka i makijaż wykluczają bycie Terapeutką Intuicyjną i prowadzenie skuteczne kobiet ku ich przemianie i transformacji? Kto powiedział, że muszę być ubrana w szaty a nie w czarne obcisłe sukienki z fajnymi dodatkami?
No kto?
Te wszystkie przekonania, jakie do mnie przylgnęły, spowodowały, że pogubiłam się w tym wszystkim jeszcze bardziej, zupełnie zatracając tak naprawdę siebie, siebie prawdziwą.

I sztuką i ogromnym wyzwaniem stało się dla mnie to, by połączyć wszystkie te pragnienia mojej duszy i części mnie w jedną całość, w prawdziwą mnie.

 
Dziś przyglądam się również i Wam, kochane kobiety, które wkroczyłyście na swoją ścieżkę rozwoju duchowego i osobistego, i widzę, jak niektóre z Was wpadają w ten sam schemat, schemat pustki, gdzie stare już nie jest ok, a nowe nie do końca jest Wasze. Gdzie poszukujecie swojego stylu odrzucając to, co było w przeszłości.
Ale Wasze ciała pokazują Wam doskonale, pokazują jak barometr, wszystkie zgrzyty i niezgodności jakie sobie robicie. Pokazują Wam przez nadprogramowe kilogramy, pokazują przez dolegliwości i choroby, pokazują przez suchość skóry i zaczerwienia, pokazują przez alergię i pękające pięty, pokazują przez wypadające włosy i rozdwajające się paznokcie…
 

Ciało wie, kiedy oszukujesz sama siebie, kiedy próbujesz na siłę wcisnąć sobie kit, że od teraz to Ty będziesz kimś innym, lepszym, kimś nowym… Kimś, kim tak naprawdę do końca nie chcesz być, ale… tak wypada, trzeba, należy.

 
Spójrz więc na siebie, na swoje ciało i zobacz, gdzie chcesz oszukać sama siebie, gdzie nie jesteś ze sobą tak do końca szczera, za czym po cichutku tęsknisz, czego Ci brakuje, jakiej Ciebie…
 
A potem wróć tam i wybierz to, co jeszcze jest ok na dany moment życia, to, co wciąż jest częścią Ciebie.
 
I przyjmij to.
Bo to TY.
 
 

Warsztat „Nowe Ciało - Nowa JA. Pokochać Siebie”

O ciele, o miłości do siebie, o ukochaniu, o powrocie do tego, jaka jesteś naprawdę, o odkrywaniu i przyjmowaniu, o wszystkim, co kobiece w nas kobietach, o uświęceniu Ciebie w Tobie.
 
Mocny
Transformujący
Silny
Niesamowity
Zmieniający absolutnie wszystko
 

2 marca, poniedziałek.

Dołącz do nas!
Previous
Previous

Twoje ciało za 20 lat

Next
Next

Jedz, módl się i kochaj