Zamykam tę GRUPĘ!

„Nie szkoda Ci zamykać tej grupy? - powiedział pewnego dnia mój znajomy – Zobacz, masz już tyle osób na niej, ponad 1000…”

„Nie szkoda Ci kończyć tego związku? - powiedział ktoś inny – Zobacz, tyle już przeżyliście razem…”

„Nie szkoda Ci rezygnować z tej pracy? - Zobacz tyle już osiągnęłaś….”

Nie. Nie szkoda mi. – odpowiadam.

Od pewnego czasu nie szkoda mi kończyć, zamykać ani rezygnować z rzeczy, relacji czy projektów, które chylą się ku upadkowi, śmierci, dogorywają i gasną z dnia na dzień.

Nie zamierzam czekać aż padną zupełnie. I nie zrozum mnie źle, nie chodzi mi o to, by odpuszczać przy pierwszym lepszym upadku czy potknięciu – ja nie z tych, co szybko odpuszczają, ale raczej by nie czekać w nieskończoność, aż coś umrze, a wraz nim TY!

Gdybym 8 lat temu nie czekała miałabym siłę na nowe. Ale ja nie umiałam. Patrzyłam, jak zdycha moje „dziecko”. Moja firma, w którą włożyłam serce i poświęciłam wszystko dla jej istnienia (nawet bycie matką dla własnej córki).

Patrzyłam, jak umiera i kona dzień po dniu, aż w końcu padła całkiem. A wraz z jej upadkiem, umarł kawałeczek mnie.

Bo tak właśnie jest…

Trudno nam coś zakończyć, przerwać, gdy widzimy, że się jeszcze tli.

Złudna nadzieja każe nam czekać… 

Wmawiamy sobie, że jeszcze chwilę, że może zadzieje się cud i coś się zmieni, poukłada samo…

I tak dzień po dniu wciskamy sobie ten kit!

Czekając aż wszystko padnie, runie…

I w końcu padnie…

Wcześniej czy później

A wraz z tym upadkiem, upadniemy i my

Na kolana…

I zajmie nam trochę czasu zanim odzyskamy siły i energię na nowe.

Dlatego…

Dziś wybieram koniec, zanim on nastąpi fizycznie!

Kończę nieudane projekty

Zamykam zdychajcie grupy

Odcinam umierające relacje

Dlaczego?

Dlatego, że koniec jednego jest początkiem nowego…

Ale aby ten początek się zadział, musimy mieć na niego siłę

A nie będziemy jej mieć, gdy padniemy razem z umierającym kawałkiem danego tworzenia.

Boisz się skończyć coś?

Nic dziwnego

Jesteśmy przyzwyczajeni do trwania w nadziei

W marzeniach

W wierze, że się jakoś poukłada…

Setki, miliony takich związków, firm, projektów i relacji żyjących w nadziei kończy tak samo - na dnie, bez pasji, bez miłości, bez życia…

Bo by nastąpiła zmiana trzeba radykalnych zmian. 

A to wymaga WIĘCEJ energii i siły, i samozaparcia, nie tylko z jednej strony, ale z dwóch. 

To wymaga odwagi, by odciąć martwe kawałki, pożegnać stare, niesprawdzające się mechanizmy. 

A na to niewielu ma odwagę…. 

Większość wybiera walczyć do końca…

A ja się pytam: Po co walczyć? I z kim ta walka? Czyż nie z samym sobą i przeciwko sobie?

Czy nie lepiej zakończyć, gdy jest siła i zbudować nowe?

Bo kto powiedział, że nowe nie może być budowane z wspólnie?

P.S.

Ten post powstał o 3:36 w tym tygodniu. Tak o 3:36 nad ranem. Obudziłam się i przez pół godziny, jak zawsze, próbowałam zmusić się do snu…, po kilku nieudanych próbach medytacji z oddechem wiedziałam, że mam coś do odebrania. 

Jakiś przekaz…

Wzięłam więc telefon i na jednym otwartym oku zapisałam skrypt tego postu.

Wiem, że gdzieś tam, jest ktoś, kto potrzebuje go przeczytać, kto pyta i szuka odpowiedzi, kto nie wie, w którą stronę pójść w swym życiu, czy zakończyć coś, czy wciąż „walczyć”.

I jeśli ten post jest dla Ciebie to chcę byś wiedział, że jeszcze nigdy koniec nie okazał się końcem prawdziwym, a dużo częściej jest początkiem, jeśli tylko nie przeciągamy i nie uwieszamy się energetycznie na starym.

Pozwól sobie na zakończenie tego, co dogorywa. Bo kto wie, czy za rogiem nie czeka wspaniały, cudowny początek?

P.S.2

To czego jeszcze się nauczyłam to…, by nie odpuszczać, gdy jest się 2 m przed metą. A tak właśnie czuję, pisząc po raz kolejny dziś o tym warsztacie!

Bo wiem, że powinieneś się na nim znaleźć. 

To nie jest warsztat o zabawie w pisanie…

To warsztat o odkryciu swojej wewnętrznej drogi prowadzącej do ASBOLUTNEGO Sukcesu i Szczęścia oraz OBFITOŚCI! 

Chcę dać Ci tym warsztatem WĘDKĘ, byś więcej nie szukał na zewnątrz, pytając innych wciąż o rady, a mógł odnaleźć to, czego potrzebujesz w sobie.

Jak myślisz, kto mi pomógł wyjść z gówna, w jakim się znalazłam 5 lat temu będąc bezdomną?

Jak myślisz, kto mi pomógł wydostać się totalnego dna finansowego?

Jak myślisz, kto mi pomógł przezwyciężyć lęk przed kamerą i robieniem live’ów?

Jak myślisz, kto mi pomógł rozkręcić biznes online, pomaganie i wspieranie innych na ich ścieżce powrotu do siebie?

I jak myślisz…, kto mnie nauczył pisać takie posty?

Dziennik. To on był moim narzędziem, które kierowało mną i które kieruje ZAWSZE we właściwą stronę, bym osiągnęła to, czego pragnę.

Teraz Twoja kolej!

Drzwi zamykam za 5 godzin!!!

Warsztat online

Dziennik Twoją drogą do ABSOLUTNEGO Sukcesu!

https://sylwiapupek.com/warsztatdziennik/

Previous
Previous

Za czyją przyjaźń płacisz?

Next
Next

"Jak się dzisiaj czuję?" słowa, które wszystko zmieniły w moim życiu