Moje ciało i Ja

Jest styczeń 2019 roku. Mam za sobą już dobre bite 4 lata intensywnego rozwoju osobistego.

Nie pamietam nawet, ile przepłakałam godzin z moim wewnętrznym dzieckiem, ile zrobiłam rundek Eft, ile wypisałam arkuszy radykalnego wybaczania...

Straciłam też rachubę na ilościach odbytych sesji Theta - Healing i ustawieniach Hellingera.

Wiem tylko jedno, że chcę uwolnić się już od tego wszystkiego. Usłyszeć od kogoś: Więcej nie potrzebujesz sesji...

Sobota. Godzina 12:00. Jadę na warsztat pracy z ciałem metodą Lowena.

Po co?

Nie wiem.

Może, żeby się przekonać, jak daleko już zaszłam i jak wiele przepracowałam. A może udowodnić sobie, że więcej już nie muszę...

Wchodzę na salę. Kilkanaście osób, kobiet i mężczyzn, zasiada w kręgu.

Prowadzące spokojnie, ale z powagą w głosie, przekazują nam zasady i mówią, czego możemy się spodziewać.

Uśmiecham się w duchu... patrzę na inne kobiety, na innych mężczyzn i czuję wewnętrzną dumę, że tyle już za mną.

Zaczynamy pierwsze ćwiczenie...

Uziemienie

Po chwili słyszę ciche popłakiwaniu i widzę, że jedna z kobiet pękła...

„Ok - myślę sobie - Niezle, ciekawe, ile ja wytrzymam...”

Przechodzimy do kolejnego ćwiczenia i kolejnego.

Wszystko idzie bardzo płynnie..

Z każdym wykonanym ćwiczeniem czuję coraz większą dumę i rozpierającą mnie pewność siebie.

„Ha! Dopiero teraz widzę, jaki kawał roboty zrobiłam.”

Na sali coraz większej liczbie osób puszczają emocje.

Ale nie mi...

Mija kolejne kilka minut.

Wykonuję po raz któryś ćwiczenie zwane uziemieniem.

Zwykły, powolny skłon na lekko ugiętych nogach w kierunku ziemi.

Prowadząca prosi byśmy na chwilę zatrzymali się i wzrok skierowali na nasze kostki.

Patrzę na nie...

Patrzę...

I czuję, jak nagle coś we mnie pęka...

Zalewam się łzami

Rzewnym potokiem łez

I tak już zostaje do końca...

Każde kolejne ćwiczenie to płacz, ogromny, silny, mocny, momentami zawodzący płacz, a wraz z nim uwolnienie.... i niewyobrażalne uczucie bliskości z moim ciałem, bliskości, jakiej nigdy wcześniej nie doświadczyłam w swoim życiu.

Bo widzisz, ja zawsze myślałam, że patrzę na siebie, na swoje ciało, że je widzę, szczególnie, gdy fajnie wyglądało.

Ale tak naprawdę ja nigdy go nie widziałam.

Nigdy nie poświęciłam mu chwili uwagi i skupienia.

Nigdy nie spojrzałam na swoje kostki i stopy w taki sposób jak wtedy.

Z taką miłością i bezgraniczną wdzięcznością.

Nigdy wcześniej nie poczułam tej więzi i tego partnerstwa.

Bo tak, jesteśmy partnerami. Ja i moje ciało. Na dobre i złe.

Z nikim nie miałam dłuższej i bliższej relacji niż z nim. Z nikim nie przeszłam więcej i nie przeżyłam więcej niż z nim.

Jesteśmy partnerami.

Na zawsze.

I tak już pozostanie.

Z szacunkiem i miłością...

🙏❤️🙏

Dziękuję.

P.S.

Warsztat „Nowe Ciało - Nowa JA. Pokochać Siebie”

https://sylwiapupek.com/nowe-cialo-nowa-ja/

Previous
Previous

Kiedy jesteś zła na swoje dziecko…

Next
Next

Kobietom...