Kobieta przeciwko Kobiecie

 

„(…) - Trzeba odebrać im siłę.

- Ale jak?

- Żeby wiedzieć jak, najpierw trzeba wiedzieć, czym jest ich siła, gdzie ma swoje źródło. Ich siła to jedność, zjednoczenie, jeśli rozdzielimy je, wypłoszymy, a potem przeciwstawimy sobie, ich siła zniknie. W pewnym momencie zaczną walczyć ze sobą, same staną do siebie jako wrogowie.

Dojdzie do takiej chwili, że nie będziemy musieli już przykładać swoich dłoni do tego, czym będą konflikty między nimi, a one same nie świadome tego, co sobie robią nawzajem, nie będą wiedziały nawet kiedy to wszystko się zaczęło.

Zapalone w walce, przesiąknięte wzajemną nienawiścią i złością pochłonięte rywalizacją staną się dla siebie największymi wrogami.

Przyjdzie taki dzień, gdzie nasze działania przyniosą owoce, a będzie nimi wzajemna zazdrość, wbijanie noża w plecy, jedna drugiej, kopanie dołków, poddawanie w wątpliwość, ocena, krytyka, obgadywanie…

To wszystko stanie się jednym wielkim samonapędzającym się mechanizmem niszczącym ich potęgę, ich siłę. A my będziemy wtedy mogli się temu przyglądać, bez jakiegokolwiek dalszego udziału…

- Cóż za wspaniały plan. Ale jak chcesz go osiągnąć?

- Oto właśnie jest pytanie: co potrzebujemy zrobić, by jedna stanęła przeciwko drugiej? Co jest ich największym wrogiem? Co jest ich strachem? Lękiem? Gdy odnajdziemy to i zaszczepimy w nich, reszta będzie jak nowotwór, posuwający się do przodu i zajmujący całe tkanki, nastąpią przeżuty, z pokolenia na pokolenia, genetycznie zatrute komórki będą wydawały na świat zakażone nowe pokolenia. Ich siła jest w ich jedności, w ich zgromadzeniu.

Od tego zaczniemy – od rozdzielenia ich. Same, samotne, zaczną tracić siłę i pewność. Wtedy wejdziemy z tym, czego boją się najbardziej.

Będziemy to delikatnie w nich podsycać, dawkując jednocześnie zazdrość, rywalizację, brak zaufania, porównywanie, ocenę, krytykę….

Od tego zaczniemy. (…)

 

I tak stanęły jedna przeciwko drugiej, dziś wyszarpując sobie energetycznie oczy, życząc szczęścia, a w myślach przeklinając z zazdrością, że tamtej się powiodło, a innej nie.

 

Kobieta przeciwko Kobiecie.

 

W komentarzach,

W ocenach,

W rozmowach,

W plotkowaniu,

W obgadywaniu…

 

Smutne to.

Tak.

Dziś czuję smutek po przeczytaniu jednego z postów na Facebookowej grupie, w którym pewna kobieta dzieliła się swoim życiowym doświadczeniem.

Wiele pod jej postem było pozytywnych komentarzy, na każdy z nich jej reakcja – serduszko. Ale jeden komentarz był inny, zupełnie inny niż pozostałe….

Przyglądałam się temu i pozwalałam sobie poczuć, co mi to robi, jak się z tym czuję.

W jej reakcji (autorki posta) zobaczyłam siebie, jeszcze z niedawnego czasu, i od czasu do czasu wciąż zauważam to w sobie, gdzie moja uwaga kierowana jest nie do tego co płynie jako pozytywne, a do tego, co negatywne.

 

Gdy publikowałam posty, a pod nimi były słowa pochlebne, gratulacje, podziękowania, moją uwagę skupiał ten komentarz, który był negatywny.

Przyćmiewał on wszystko inne, nagle kilkadziesiąt pozytywnych nie miało znaczenia, liczył się tylko tamten, niepochlebny.  

 

I tak też było, gdy wysyłałam maila newsletterowego - nie ważne było, ile osób przeczytało, ile zapisało się nowych, moja uwaga kierowana była w stronę tych, którzy klikali „Unsubscribe” i opuszczali moją przestrzeń…

 

Jak to jest, że my, kobiety, zamiast wspierać się, zamiast być inteligentne emocjonalnie, zamiast zaglądać w swoje emocje i wzrastać, zamiast otwarcie mówić o tym, co nas dotyka, o tym, co nas boli, krzywdzimy siebie nawzajem… (to pytanie retoryczne, z którym pozwalam sobie dziś pobyć, do którego zapraszam także Ciebie)

A Ty, która oceniasz, poddajesz inną w wątpliwość, krytukujesz,

Czy dzięki temu czujesz się lepiej?

Czy mniejszy ból jest, gdy kogoś ocenisz, skrytykujesz?

Co dzięki temu od siebie odsuwasz?

 

Zawsze będzie ktoś, dla kogo będziesz “za mało”…

Okazuje się, że nie ma znaczenia, czy dana Coach ma dyplom, czy ma studia, czy kurs, czy licencję czy tylko 20 lat doświadczenia – zawsze dla kogoś będziesz „za mało”, a dla innego „za dużo”.

Nie mam dyplomu Coacha, ani studiów psychologicznych i mówię o tym otwarcie, a jednak prowadzę kobiety i dzięki mojemu prowadzeniu i swojemu zaangażowaniu osiągają one niewyobrażalne efekty i zmiany w swoim życiu.

Czy to czyni mnie oszustką? Naciągaczką?

Nie.

Nie oszukuję i nie naciągam nikogo. Nie preparuję dokumentów, które utwierdzałyby kogoś w fałszywym przekonaniu. Nie opowiadam bajek o swojej zmianie czy tym, co oferuję, które są historiami wyssanymi z palca.

Moim dyplomem jest moje życie.

Moje życie jest dla mnie największym dowodem transformacji, moje relacje z dziećmi, moje relacje z bliskimi, moje uwolnienie się od depresji i porannych ataków paniki, moje relacje z ojcami moich córek i wspólne nasze ich wychowywanie, choć wspólnie nie żyjemy.

Moje ciało i moje zdrowie jest moim dowodem, moje emocje i moja miłość do mnie, do życia, do człowieka, moje połączenie z Bogiem Stwórcą, Wszechświatem… Dla mnie to jest mój dyplom. Dla tych, które prowadzę to wystarczy.

Ale są tacy, dla których będę za mało, niewystarczająca. To jednak, czy przyjmę do siebie ich opinię i uwierzę w nią, zależy ode mnie.

To, czy zacznę się im tłumaczyć, wyjaśniać i wchodzić w dyskusję – także zależy ode mnie…

 

Wpływ masz tylko na swoją reakcję

Kiedyś panicznie bałam się oceny w tym kierunku, że nie jestem wystarczająca. Dziś przyglądam się tym, którzy mnie oceniają i przyglądam się tym, którzy są oceniani, a którzy mają dyplom i inne certyfikaty. I widzę, że to nie o dyplom chodzi, nie o certyfikat.. To chodzi o to, co dana osoba pobudza w drugiej, jakie rany w niej otwiera, jaki trigger porusza…. I w zależności od świadomości tej drugiej osoby zależy jej reakcja na daną sytuację.

 

Nie mamy wpływu na czyjeś słowa, ani na czyjeś komentarze, ale mamy wpływ na siebie, na to jak zareagujemy na takie zachowanie – to jedyne na co mamy 10000% wpływu.

 

Wczoraj zakończyłam jeden z najmocniejszych transformacyjnie warsztatów dla Kobiet. Podczas ostatniego spotkania LIVE opowiadałam o tym, kim jesteśmy dla siebie nawzajem, jaką skorupę przywdziewamy, jakie role pełnimy i jak bardzo nie pozwalamy sobie na okazanie słabości wobec innych kobiet.

 

Wiele z nas chowa się pod smoczą skórą, pod maską Twardzielki

Tak często chowamy się pod płaszczykiem pancernej, smoczej skorupy, aby tylko nic nas nie dotknęło, aby nikt nas nie zranił. Gramy role twardzielek, niezniszczalnych istot, gdy w rzeczywistości często, wewnątrz jesteśmy małymi, wystraszonymi dziewczynkami. I gdy ktoś nas atakuje odpowiadamy z poziomu tej małej dziewczynki: tłumaczeniem się, walką, nienawiścią, chęcią zemsty… To boli najbardziej – moment, kiedy zaczynamy mieć świadomość swoich słabości i swoich reakcji.

 

Dziś jest mi smutno… Smutno, gdy po raz kolejny widzę, jak kobieta ocenia kobietę…

 

I pozwolę sobie z tym smutkiem pobyć, przyjrzeć się mu, utulić.

 

Z miłością,

Sylwia Pupek

 

P.S.

Tekst na początku mojego wpisu pochodzi z mojego dzisiejszego wglądu, gdy wchodząc w medytację zadałam sobie pytanie, do którego nawiązuję w treści wpisu.

Poniżej zamieszczam fragment nagrania z mojej wypowiedzi z ostatniego dnia warsztatu dla Kobiet “Kobieta NARODZINY”.

Poczułam dziś mocno, że może być ważny dla wielu z nas. Jeśli zdecydujesz się go obejrzeć, daj sobie przestrzeń na zanurzenie się w jego przekaz. Zamknij oczy i pozwól, by słowa płynęło wprost do Twojego serca. Największą wartość przyniesie on wtedy, gdy po zakończeniu usiądziesz z dziennikiem i opiszesz, co on w Tobie poruszył, co otworzył, jakie drzwi, jakie przemyślenia, jakie wglądy.

(Jeśli zapragniesz podzielić się swoimi wglądami - napisz do mnie TUTAJ)

Wzrośnijmy RAZEM!

 
 
Previous
Previous

Vulnerability

Next
Next

Dlaczego oni tak szybko się poddają?