Moja najtrudniejsza relacja

 

W ciągu ostatniego półtora roku odbyłam kilka bardzo trudnych i ciężkich rozmów z moją nastoletnią córką. 

 

Rozmów, podczas których pierwszy raz ja słuchałam, ona…..

……krzyczała. 

Słuchałam, bo na jej słowa nie umiałam nic odpowiedzieć prócz ciszy i cichego „przepraszam”, „nie wiedziałam”, „tak mi przykro..” (że nigdy wcześniej nie pozwoliłam jej być usłyszaną), a ona na moje słowa odpowiadała kolejnym krzykiem przepełniony żalem i złością. 

 

Wrzeszczała, że ma to w d…, że ma w d… moje przepraszam, że nic nie rozumiem, że oczywiście, że nie wiedziałam, bo nigdy się nią nie interesowałam. 

 

Tych słów „nigdy” i „zawsze” padło wówczas sporo.

 

To takie wewnętrzne zapalniki dla wielu z nas bronić się, chronić lub atakować w odwecie argumentami. 

 

Podczas jednej z takich rozmów, ponad rok temu, pierwszy raz nie powiedziałam nic. 

Zostawiłam to, pozwoliłam jej wylać z siebie wszystko. Wszystko, co trzymała przez ostatnie kilkanaście lat, bo nie byłam usłyszana ani wysłuchana naprawdę. 

 

Każde z jej słów bolało bardziej niż cokolwiek innego, bo było prawdziwe, bo uświadamiało mi, gdzie jestem w relacji z własnym dzieckiem. 

Tych trudnych rozmów było kilka. Po każdej z nich działo się coś zaskakującego dla mnie, coraz większa bliskość między nami i coraz mocniejsza więź i jej otwartość na mnie. 

 

Tego pragnęłam, w głębi serca, tylko przez wiele lat nie umiałam dotrzeć do tego, jak to osiągnąć. Mając w głowie obraz rodzica wychowawcy plus dodatkowo terapeuty, było mi dodatkowo trudno. 

Wiedziałam, czego ona potrzebuje, jednak w skrajnych momentach, gdy obie byłyśmy rozemocjonowane, ja przestawałam wiedzieć, co mam zrobić. 

 

Emocje brały górę nad wszystkim. 

 

Aż pewnego wieczoru stało się inaczej. 

 

Zatrzymałam się. 

Chwilę wcześniej miałyśmy ogromną kłótnię. Wewnątrz mnie wybuchło coś, ponownie. 

 

Każda z nas poszła do swojej sypialni, ale tym razem ja zrobiłam inaczej - usiadłem ze sobą od razu. 

 

Nie potem, 

Nie za godzinę, 

Nie następnego dnia tylko od razu. 

 

To był pierwszy trudny moment - usiąść z tym „niewygodnym”.

 

Drugim było wejść do jej pokoju, usiąść obok i powiedzieć: 

„Nie wiem, co mam zrobić teraz, kochanie.” 

 

A potem był trzeci…

 

Trwał bardzo długo… Prawie 2 h. 

 

Podczas niego odpalało się we mnie wiele momentów, gdy chciałam wyjść, zaprzeczyć, powiedzieć:

 

„To nieprawda! Wcale tak nie było!” 

 

Zatrzymywałam je w sobie. 

 

Potem był czwarty moment, gdy obie płakałyśmy przytulając się. 

 

Siedem lat temu jedna z moich mentorek powiedziała mi – nie uda Ci się już zbudować relacji z córką bez pomocy terapeuty.

 

Nie uwierzyłam.

 

Uwierzyłam, że to, co zniszczyło relację, to samo, ale odwrócone, jest w stanie ją odbudować.

 

Ta bliskość powstała nie dzięki terapiom mojego dziecka, a dzięki mojej pracy nad sobą. Pozwoleniu sobie na usłyszenie jej - mojej córki, ale wcześniej najpierw samej siebie. 

 

Relacje nie powstają za sprawą machnięcia magiczną różdżką. Relacje buduje się kawałek po kawałku, cegiełka po cegiełce, własnymi dłońmi, słowami i gestami.

 

Będziemy to robić wspólnie, w tej właśnie przestrzeni, w Relacjach Pełnych Miłości. 

Czekam na Ciebie!

Previous
Previous

Kiedy moje prowadzenie nie działa? (czyli co jest ważne, przy wyborze Terapeuty/Coacha)

Next
Next

Czas na pożegnanie STAREGO